Lekcja historii i kultury od Izraelczyka

Lekcja historii i kultury od Izraelczyka


Właśnie skończyłam arcyciekawe spotkanie z pewnym Izraelczykiem. Trzy godziny rozmowy, wymiany zdań i dla mnie osobiście jedna z lepszych lekcji historii i kultury jaką miałam w życiu.

No bo jestem sobie w tym Tel Avivie i wszystko wydaje się takie normalne, europejskie, światowe i zupełnie zwykłe. A jednak trzeba sobie uświadomić, że nie dalej jak rok temu w tym samym miejscu wyły syreny, a niebem przelatywały palestyńskie rakiety.

To mi się wydaje tak odległe, absolutnie nie do pojęcia. Kompletne science fiction. Wyobrażasz sobie, że wyją syreny wojenne? A nad głową przelatują Ci rakiety? Boże, co robić? Gdzie się schować? Serce bije Ci jak oszalałe, nie wiesz co robić, gdzie się udać… czyż nie?
Bo jeśli jesteś Izraelczykiem to wiesz co robić i wiesz gdzie się udać, idziesz po prostu do schronu na przykład. A wiesz to dlatego, że jeśli jesteś mężczyzną to pewnie odbyłeś 3 lata służby wojskowej, jeśli kobietą – „tylko” 2 lata. Wysoce prawdopodobne jest też, że brałeś udział w jednej z niedawnych wojen, strzelałeś, byłeś może strażnikiem na granicy izraelsko – palestyńskiej. Trening jaki miałeś nauczył Cię walczyć z chwytającym za gardło strachem, że Oni chcą Cię zabić, unicestwić, zmieść z powierzchni Ziemi. Chcą żebyś nie istniał, chcą przejąć Twój kraj, chcą zabić Twoją rodzinę. Od zawsze jesteś tego uczony.

Oni tu mają wojnę mniej więcej co dwa lata. Poza tym, przecież wciąż mnóstwo ludzi w tym kraju ma powojenny PTSD. Nie mieści mi się to mojej rozpuszczonej, europejskiej głowie.

Trochę to brzmi jakby I. zrobił mi pranie mózgu, ale spokojnie – nie jest tak, bo niesamowite w tej rozmowie było to, że przedstawił mi racje wszystkich stron, mało tego – totalnie zgadza się z tym, że co się dzieje pomiędzy Izraelem i Palestyną jest nie do zaakceptowania, a nauczył się tego, kiedy był w armii i patrolował palestyńskie wioski i granicę. Widział, ze to są przecież normalni ludzie, tacy jak on i jego znajomi, którzy chcą po prostu wieść normalne życie. Powiedział, że widział straszne rzeczy, Izraelskich żołnierzy zachowujących się absolutnie skandalicznie. Z drugiej strony, kiedy patrolowali wioski palestyńskie, bywały takie w których zawsze byli obrzucani kamieniami i wszystkim co było pod ręką. Był świadkiem wielu napaści obu stron na siebie nawzajem.

Siedzę sobie z nim, świetnie nam się rozmawia i on opowiada o tej wojnie i mówi o tym, jak o części swojego życia, szczególnie że co roku jest wzywany przez armię na szkolenie, czasami krótsze, a czasami dłuższe. Oczywiście nie może odmówić. Dalej opowiada jak mieszkał w Paryżu, a potem w Ameryce Południowej i jak to mu pomogło nabrać innego spojrzenia na sytuację swojego kraju i nabrać dystansu.

A na koniec dodaje, już ciszej, że nawet gdyby mu ktoś dał milion dolarów, to nigdy by nie wrócił na kolejne 3 lata do armii.

I wtedy dociera do mnie, że przecież on nie miał wyjścia.
To jest jego świat i jego życie.

How fucked up is that, huh?