Loch Ness – relacja z road tripu i poszukiwania potwora
Uwielbiam road tripy. Kocham wolność wyboru jaką daje samochód. Wybieram trasę która najbardziej mi się podoba, zatrzymuję się kiedy chcę i gdzie chcę… to jest zdecydowanie moja ulubiona forma podróżowania. Za każdym razem dostajemy też inny samochód z wypożyczalni, można więc sobie wyrobić zdanie o różnych markach.W UK w wypożyczalniach jakoś tak się składa, że zawsze dostajemy nowy samochód, taki jeszcze pachnący plastikiem w środku. Po Szkocji jeździliśmy Skodą i było nam bardzo, ale to bardzo wygodnie.
Ale wrócę może do głównego wątku ;-)
Pierwszego dnia, prosto z lotniska w Aberdeen pojechaliśmy w stronę Loch Ness. W radiu leciała ścieżka dzwiękowa z miejscowego radia BBC Scot, co w połączeniu z widokami za oknem wprawiło mnie w metafizyczny nastrój. Poza tym – od dziecka marzyłam żeby zobaczyć to miejsce! Jezioro jest ogromne i ze wszystkich stron otoczone górami. Postanowiliśmy je objechać dookoła i to był strzał w dziesiątkę, bo o ile lewa strona jeziora jest pełna turystów, to już po prawej czuliśmy się jak pierwsi zdobywcy. Pewnie też dlatego, że wybraliśmy najmniejszą drogę na mapie. Zawsze to robimy i muszę Ci powiedzieć, że taka strategia świetnie się sprawdza – przed wyjazdem oglądamy mapę i zwykle szukamy miejsc najbardziej niedostępnych, wysuniętych i oddalonych od głównych szlaków i tam się kierujemy.
Po lewej stronie znajdziesz mnóstwo turystycznych miejscówek – muzeum Loch Ness, sklepy z pamiątkami, mini wesołe miasteczko itp My generalnie omijamy takie miejsca, nie mieliśmy też czasu zwiedzać zamków. Dam Ci dobry tip – jeśli się tam wybierasz i lubisz zwiedzać zamki (nad Loch Ness jest jeden) to bardzo polecam kupienie 3-dniowego karnetu za 29 funtów, który pozwala na wejście do wszystkich obiektów w Szkocji. Jednorazowy bilet kosztuje 7-10 funtów, więc zupełnie się nie opłaca.
Oczywiście, szukałam Nessie – potwora z Loch Ness, niestety bez powodzenia :-( Ale powiem Ci, że kiedy przejeżdżaliśmy obok jeziora nocą, stwierdziłam że żadne siły by mnie nie zaciągnęły nad brzeg jeziora. Z szacunku to moich wyobrażeń z dzieciństwa, rzecz jasna ;-)
Pod punktem 1 na mapie zaznaczyłam pełne turystów miasteczko Fort Augustus. Po pierwsze znajduje się tam mini port i system śluz, które są w użyciu i pozwalają statkom wypływać na jezioro.Wygląda to całkiem imponująco i można też obejrzeć naprawdę stare kutry rybackie. My dotarliśmy do Fort Augustus głodni po całym dniu jeżdżenia i musieliśmy coś zjeść. Znaleźliśmy restaurację – The Boathouse Restaurant, która jest położna na uboczu miasteczka, ale za to z jej okien rozpościera się niewiarygodny widok na jezioro. Jedzenie nie jest może cudowne, ale jest spoko i w normalnych cenach. Są też stoliki na zewnątrz. Tutaj sprawdź szczegóły. Wpadłabym tam co najmniej na kawę! Zdjęcie tytułowe jeziora Loch Ness do tego wpisu zrobiłam właśnie tam.
Punkt numer 2 to przecudne miejsce – cisza, spokój, góry i jezioro. To było jedno z tych miejsc gdzie dostawałam białej gorączki, że nie mam dobrego aparatu, dlatego też nie wrzucę zdjęcia. Pojedź tam i sprawdź czy mam rację :-)