Czarnogóra, kraj u progu przemian, z perspektywy nieprzygotowanej turystki

Czarnogóra, kraj u progu przemian, z perspektywy nieprzygotowanej turystki


Państwo, które na mapie istnieje samodzielnie dopiero od 2006 roku, za walutę wzięło sobie Euro, a ludności ma trzy razy mniej niż Warszawa.

Najpierw opowiem o perspektywie morskiej
Czarnogóra góry w zatoce kotorskiej

Zatoka Kotorska wygląda najpiękniej właśnie z perspektywy morskiej. Wiem co mówię, bo poznałam to miejsce już kilka lat wcześniej. Góry otaczają wody zatoki bezpieczną, zdaje się nieprzepuszczalną barierą. Magia. Dla mnie osobiście najpiękniejszym momentem był ten, w którym stanęliśmy na kotwicy i kąpaliśmy się na samym środku zatoki. Pływałam, rozglądałam się w okół i napawałam własnym szczęściem. Bardzo, ale to bardzo dobrze pamiętam ten moment, minuta po minucie.
Czarnogóra kapiel w zatoce kotorskiej
Kiedy wpływa się do Czarnogóry, płynąc od strony Chorwacji, nagle pojawiają się coraz większe i bardziej skaliste zbocza oraz dzika, zielona i jakaś bardziej soczysta przyroda. Pierwszy port do którego zawijamy – Tivat – oszałamia luksusami. W porównaniu do Chorwacji, gdzie niekiedy w bardzo drogich portach nie ma łazienki, ani toalety (pozdrawiam Cavtat!), w Czarnogórze czujemy się jak goście VIP. Nasza marina jest piękna, nowa i cała w marmurach. Witają nas z uśmiechem, a na odprawę paszportową podwożą meleksem. W łazienkach jest (chyba) 20 pokoi, z toaletami i prysznicami. Na zdjęciu poniżej budynek toalet:
Czarnogóra Tivat Marina
Przy porcie jest mnóstwo pięknych knajpek i kawiarenek oraz…sklepy Prady czy Chanel. Człowiek myśli sobie, że zawitał do nowego, pięknego świata, dopóki nie uda się na spacer do centrum miasta. Już za bramami luksusowej mariny maska opada i robi się normalnie, swojsko. W sklepach nie ma białych, wypucowanych na połysk podłóg, a sprzedawcy omijają Cię wzrokiem dopóki nie udasz się do kasy.
Nie miałam więc wątpliwości, że chcę tam wrócić na roadtrip i zmierzyć się jeszcze raz z tym krajem.
Pierwszą próbę podjęłam kilka lat temu, kiedy zupełnie spontanicznie stwierdziłam, że skoro dojechałam już na południe Chorwacji, to równie dobrze mogę pojechać dalej. Pamiętam doskonale kiedy wjeżdżaliśmy na drogę otaczającą Zatokę Kotorską, zamarłam z zachwytu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam na oczy – gór, które w taki sposób otulałyby zatokę. Bardzo wysokich, skalistych gór. Znaleźliśmy mały camping i postawiliśmy namiot tuż nad brzegiem morza. Kiedy wstawałam o 7 rano, słońce wyłaniało się zza gór, ale mgła jeszcze unosiła się nad wodą, czułam się jakbym wygrała milion dolarów. Piękno, którego nie da się opisać.

I to jest właśnie to, czego nie można odmówić Czarnogórze – oszałamiającej przyrody
Czarnogóra morze

Co do reszty… może mocno rozczarowywać.
Na przykład to, że Czarnogórcy nie dbają za bardzo o tę przyrodę.
Prysznic na naszym campingu w zasadzie stanowiła zasłonka, nad którą był zawieszony baniak ogrzewany promieniami słońca. Mydliny i cały bród płynął prosto do wód zatoki. Nawet nie był kanalizowany, płynął tak sobie przez asfalt i potem tryskał prosto obok kąpieliska. Jak można się domyślić, woda w zatoce przy brzegu nie była też zbyt czysta, oprócz mydlin widać też było benzynę czy odpadki. Fuj.
Wszędzie walały się śmieci. Ludzie byli średnio mili. Było taniej, ale też poziom usług był na bardzo niskim poziomie.

Czy po dwóch latach coś się zmieniło?

No tak, na przykład to, że dwa razy bardzo brzydko Czarnogórcy chcieli nas oszukać. Ceny na wybrzeżu były bardzo wysokie, czasami wyższe niż w sąsiedniej, “rozpuszczonej” Chorwacji. Widać, że Czarnogórcy zrobili się trochę bardziej świadomi ekologicznie i w wielu miejscach, nawet bardzo dzikich, pojawiły się kosze na śmieci. No ale co z tego, kiedy śmieci nadal leżą obok koszów. (Choć za to obwiniam też turystów). Taki obrazek z gór – idziemy sobie i widzimy na ziemi puszkę po coli. Nasz wzrok spotkał się ze sprzedawcą z pobliskiego straganu, który z uśmiechem podszedł do puszki i… wykopał ją w wąwóz, do rzeki. Auć.
Żeby nie było, pamiętam dobrze lata 90. w Polsce i naszą znikomą świadomość ekologiczną, wyrzucanie śmieci do rowów przy drogach, brudne chodniki i właśnie z tym okresem w Polsce kojarzy mi się teraźniejsza Czarnogóra. Z młodym, niedojrzałym krajem, który szuka swojego miejsca, tożsamości i cały czas dojrzewa. Niewątpliwie jest tak, że za parę lat to już będzie zupełnie inny kraj i wielu rzeczy już się da ani doświadczyć, ani zobaczyć. Na przykład.
Kiedy przejeżdżaliśmy przez Podgoricę, czyli stolicę Czarnogóry, na obrzeżach miasta spotkaliśmy stado dzikich koni, które posilały się przy śmietnikach. Tak nas to wbiło w fotele, że nawet telefonu nie wyciągneliśmy aby zrobić im zdjęcie.
W restauracjach i środkach komunikacji publicznej można palić. Co więcej, wydaje się że wszyscy palą, wszędzie stoją popielniczki i walają się niedopałki.
Cały kraj to jeden wielki plac budowy, wszędzie stoją dźwigi, betoniarki i domy bez ram okiennych. Bez problemu można zaobserwować sąsiadujące ze sobą nowe, wypasione wille, w fikuśnych kolorach i z obowiązkowymi wielkimi kolumnami przy wejściu, oraz stare, chwiejące się w posadach chaty. Architektura w Czarnogórze to jeden wielki misz-masz, kolorowe bloki wyrastające pośrodku wzgórza, na którym wcześniej były tylko niskie domki, to zupełna normalka. Widać, że nikt tego nie planuje, ani o to nie dba.

Czy na tej podstawie można wyciągać wnioski, że Czarnogóra to dziki kraj, do którego nie ma po co jechać?

O nie. Zdecydowanie nie.
Jest to kraj, który jest w tym niesamowitym momencie przemian i który z każdym miesiącem będzie inny. Ma tysiąc plusów, o których rozpisują się przewodniki i agencje turystyczne, a także o których i ja napiszę wkrótce.
Moim zdaniem jest to po prostu kraj, do którego trzeba podejść z realistycznymi oczekiwaniami, a najlepiej po prostu nie zaczynać zwiedzania od portów pokrytych marmurami, a wszystko będzie dobrze ;-)